Cesare Benedetti fot. D. Nita-Garbiec

Cesare Benedetti, 34-letni ceniony kolarski pomocnik grupy BORA-hansgrohe, lubiany i popularny wśród polskich kibiców, od wielu lat dzieli życie między Gliwicami i Włochami a kolejnymi startami w Europie i na świecie. Od ubiegłego roku jeździ już pod polską flagą. Choć specjalizuje się w długich ucieczkach i skutecznej pomocy swoim kapitanom, ma w swoim palmares jedno, ale wyjątkowe i ważne zwycięstwo – triumf w Pinerolo na etapie Giro d’Italia 2019. W pełni obecnego sezonu startowego, tuż po powrocie do Gliwic, spotkał się z prezydentem Adamem Neumannem. W rozmowie z „Miejskim Serwisem Informacyjnym – Gliwice” opowiedział o związkach z naszych miastem i swoich planach.

 

MSI: Cesare, Cezary czy Czarek? Która forma jest Ci najbliższa?

C. Benedetti: Czarek!

Z żoną Dorotą Gregorowicz, niegdyś medalistką mistrzostw Polski w kolarstwie, a dziś wykładowczynią historii nowożytnej z doktoratem obronionym we Włoszech, łączą Was wspólne pasje – nie tylko kolarstwo, ale też historia. Tak pewnie łatwiej dostrzegać podobieństwa i różnice między Górnym Śląskiem a rodzinnym Tyrolem?

Obydwa te regiony mają bagaż historii związany z funkcjonowaniem tuż przy granicy. Tyrol, z którego pochodzi moja rodzina i gdzie się wychowałem [w niewielkiej miejscowości Ronzo-Chienis – dop. red.], należał kiedyś do Austro-Węgier, dopiero w 1918 roku trafił do Włoch. Od tego czasu minęło już ponad sto lat. Gliwice, w których szczęśliwie wylądowałem dzięki Dorocie, mają nieco krótszą historię przechodzenia z rąk do rąk. Wciąż żyją ludzie, którzy pamiętają, że do 1945 roku były niemieckie. Tyrolczycy i Ślązacy to dwie różne kultury, ale łączy nas pracowitość. Widzę też podobieństwa kuchni. Nasza tradycyjna kuchnia tyrolska tak jak śląska opiera się na kapuście, dużej ilości mięsa, bardzo smacznych ziemniakach. Tym oczywiście zdecydowanie różni się od włoskiej.

Ulubione miejsca Czarka Benedettiego w Gliwicach to…

…Palmiarnia, do której chodzę ze starszą, 6-letnią córką. To z całą pewnością miejsce, w którym można się zrelaksować i poczuć spokój – może niekoniecznie w weekend, gdy jest dużo ludzi, ale na pewno w tygodniu. Lubię też centrum Gliwic. Gdy bywałem tu na początku, 15 lat temu, moja żona jeszcze chodziła do szkoły średniej, więc czekając na jej powrót, miałem sporo wolnego czasu na spacery. Z upływem lat widać, jak wszystko tu się zmieniło. Inaczej wygląda dziś ul. Zwycięstwa, jest skwer i droga w miejscu dawnego targowiska. Gliwice dla mnie, urodzonego w małej wiosce liczącej tysiąc mieszkańców, są miastem dużym, a jednocześnie spokojnym, z przestrzenią pozwalającą na tak potrzebny oddech. Tu mogę się odstresować.

W trakcie sezonu startowego trudno Cię jednak zastać w Gliwicach. Jak bardzo ten czas jest intensywny?

Najważniejsza część sezonu już za mną – po zimie spędzonej na zgrupowaniu i przygotowaniach, wiosną zaliczyłem dużo startów. W Gliwicach będę teraz – oczywiście nie na stałe, z przerwami na wyścigi – przez około trzy miesiące. Z końcem czerwca jadę do Rumunii na Sibiu Cycling Tour [to wieloetapowy wyścig, w którym team Czarka, BORA-hansgrohe, wygrywa nieprzerwanie od 2 lat. W 2020 r. triumfował tam Gregor Muhlberger, w 2021 r. Giovanni Aleotti – dop. red.]. Pod koniec lipca czeka mnie z kolei Tour de Pologne, później start w Holandii... Między wyścigami fajnie jest jednak być w Gliwicach i resetować się.

Jeździsz zawodowo od 12 lat…

A kolarzem jestem od 23.

Jak się motywujesz, by dać z siebie wszystko?

Czasami ciężko się zbierać do pracy (śmiech). Ale to moja pasja. Są oczywiście lepsze i gorsze momenty. Kolarstwo to wysiłek i fizyczny, i mentalny – przed startem i w trakcie towarzyszy nam niejednokrotnie duży stres. Jest presja i odpowiedzialność, bo w ostatnich latach w naszej drużynie mamy naprawdę fantastycznych liderów, którzy wygrywają wyścigi. Dla nas, pomocników, którzy wspierają swoich kapitanów i pracują na sukces grupy, to duże wyzwanie. Trening kolarski w zróżnicowanych blokach trwa cały rok. Tuż przed zawodami trenujemy nieco lżej.

Jak wygląda dobry trening w domu, w Gliwicach? Na jakich trasach najczęściej szlifujesz formę?

Jeżdżę tak naprawdę po sąsiedniej Opolszczyźnie, bo tam jest bezpieczniej i mniejszy jest ruch pojazdów. Po drodze Góra św. Anny – koniecznie! Moja wczorajsza pętla to trasa w kierunku granicy czeskiej, potem do Kędzierzyna przez „Anę” i z powrotem. Z kolei gdy mam trening interwałowy, w górach, to wybieram Bielsko-Białą lub Wisłę. Zawsze trenuję na czas. W Gliwicach odbywam za to przyjemne spacery na kawę… Jest tu kilka dobrych miejsc.

Rozmawiamy na początku wakacji, więc zdradź, co lepsze: polskie lody rzemieślnicze czy włoskie gelato? A może jakiś przysmak z Tyrolu?

Muszę powiedzieć, że w gliwickiej Gelateria Veneta lody są rewelacyjne. Uwielbiam też wszystko z masą makową. Drożdżówki… Makowce…

Zostając przy polskich smakach i akcentach – wiernie kibicujesz Piastowi Gliwice. Udało się już w tym roku zasiąść na trybunach przy Okrzei?

Ostatni raz byłem tam w listopadzie. Niestety. Potem zaczęły się przygotowania i starty, urodziła się młodsza córeczka… Ktoś musiał bawić się ze starszą (śmiech). Wyjątkowym czasem był dla mnie okres przed 3 laty, gdy triumfowałem w etapie Giro d’Italia i dostałem zaproszenie od Piasta świętującego wtedy w maju mistrzostwo Polski. Była specjalna koszulka, emocje i okazja, by spotkać się na Rynku i porozmawiać po hiszpańsku z Gerardem Badíą, Jorge Félixem. Dla mnie, chłopaka z małej miejscowości, było to bardzo miłe i pozytywnie zaskakujące.

A jak Ty – jedyny Polak w Giro d’Italia 2022 – wspominasz tegoroczny wyścig?

Wyjątkowo! Pierwszy raz jechaliśmy całym teamem na „generalkę” – i wygraliśmy [w klasyfikacji generalnej 105. edycji Giro d’Italia zwyciężył jeden z liderów BORA-hansgrohe, Jai Hindley – dop. red.]. Wiążą się z tym wielkie emocje, jeszcze do końca nie dotarło do mnie, jak wielkiej rzeczy udało się dokonać. Pierwszy raz w swojej karierze wygrałem wielki tour wraz ze swoim kapitanem. Radość ogromna, bo mam świadomość, jak niewielu kolarzy tego doświadcza. Wielu młodych, stawiających wyłącznie dla siebie, spala się po 3-4 latach jeżdżenia. Dlatego często powtarzam, że tylko znajomość swoich limitów oraz umiejętność solidnej, profesjonalnej pracy w zespole na rzecz kapitana to najlepszy sposób na prowadzenie długiej, owocnej kariery.

W tym roku wracasz na Tour de Pologne. Jakie to uczucie?

Bardzo się cieszę! W ubiegłym roku jechałem w Vuelta a Espana i nie udało się tego połączyć w kalendarzu z polskim tourem, a dwa lata temu nie znalazłem się w ekipie na TdP, co było dość smutne, bo przejazd miał prowadzić przez Gliwice. Tym razem wracam. Wyścig startuje w Kielcach, w których dawno nie byłem, a są znane mojemu tacie, stawiającemu w nich przed laty na kontrakcie stalowe konstrukcje pod obiekty różnych przedsiębiorstw. Nastawiam się bardzo pozytywnie. Będzie fajnie!

Czego Ci zatem najmocniej życzyć na nadchodzące tygodnie?

Udanego Tour de Pologne z mocnym składem drużyny i etapowymi zwycięstwami. Przede wszystkim jednak bezpiecznego zakończenia sezonu, z dala od COVID-u.

Rozmawiała (kik)