Po trzech tygodniach GTK Gliwice wróciło na parkiety Energa Basket Liga. Meczem z Treflem Sopot rozpoczęło serię czterech kolejnych gier na własnym parkiecie. Niestety, zaledwie kilka minut dobrej dyspozycji Trefla wstrząsnęło gliwiczanami. Doznali bolesnej porażki i jedyne co im pozostało w tym sezonie, to walka o zachowanie ligowego bytu.
Goście przystąpili do meczu mając na koncie pięć kolejnych porażek, co spowodowało, że wypadli z pierwszej ósemki. Z kolei podopieczni Pawła Turkiewicza jeszcze przed przerwą przegrali na wyjeździe z PGE Spójnią Stargard, a wcześniej wygrali u siebie po dogrywce z Polpharmą Starogard Gdański i teraz ponownie mieli ochotę na trzeci komplet punktów w tym sezonie na własnym parkiecie.
Mecz z zespołem z Pomorza zawodnicy GTK rozpoczęli w dobrym stylu. W szczególności wyróżniał się Kacper Radwański, który zastąpił w pierwszej piątce kontuzjowanego Brandona Tabba. Przez dwie kwarty gra była wyrównana, niestety pod koniec trzeciej Trefl zaczął wyraźnie dominować. Gliwiczan próbował poderwać do walki Henson, który w szybkim tempie zdobył osiem punktów, ale po drugiej stronie parkietu równie skuteczny był Łukasz Kolenda i ustalił wynik trzeciej kwarty na 58:73.
Czwartą kwartę dobrze rozpoczął Szlachetka, ale i na to Trefl miał odpowiedź w postaci Camerona Ayersa. Snajper gości trafiał kolejne rzuty z dystansu, a w międzyczasie pod koszem nadal nie do zatrzymania był Leończyk. GTK zupełnie się pogubiło, a większość zawodników straciła zupełnie ochotę na walkę z rywalem, któremu w tym dniu wychodziło praktycznie wszystko. Ostatecznie sopocianie zdobyli w Gliwicach aż 99 punktów, podczas gdy miejscowi zapisali na swoim koncie zaledwie 71 "oczek" i doznali najwyższej porażki w tym sezonie na własnym parkiecie.
Za tydzień do Gliwic przyjeżdża mistrz Polski, Anwil Włocławek. (GTK/ap)