Pewien dobrze wykształcony 50-latek skusił się na reklamę usług brokerskich. Na Facebooku ktoś oferował pomnożenie pieniędzy, więc uwierzył oszustom - przelewał i wpłacał gotówkę. Z kolei pewna gliwiczanka wpuściła do mieszkania niezapowiedzianego, zamaskowanego „pracownika gazowni”. Niech te przypadki będą przestrogą dla innych.

50-latek tak bardzo wierzył w obiecane zyski, że przelewał transze swoich życiowych oszczędności przez kilka tygodni. Refleksja, że może to oszustwo, przyszła, gdy wytransferował ponad 300 tysięcy złotych. Wtedy dopiero udał się na policję.

70-latka uwierzyła nieznajomemu, który zadzwonił do jej drzwi. Mężczyzna (wzrostu ok. 180 cm, szczupłej budowy ciała, ubrany w czapkę z daszkiem, żółtą odblaskową kamizelkę i z czarną maseczką na twarzy) powiedział, że jest z gazowni – to wystarczyło, by został wpuszczony do mieszkania. Potem nastąpiła prośba o rozmienienie banknotu 200-złotowego. Lokatorka przy „gazowniku” udała się do miejsca, w którym trzymała pieniądze, pokazując tym samym, gdzie przechowuje swoje zasoby. Domyślić się łatwo się, że wszystkie skarby straciła. Były to szkatułka ze zbieraną przez całe życie złotą biżuterią oraz gotówka. Straty - 6000 zł.

Po kilku godzinach pokrzywdzona zorientowała się, że ją okradziono. Wtedy udała się na policję.

 

W obydwu sprawach policjanci prowadzą dochodzenie.

Prosimy ostrzegać rodzinę i znajomych.