Wczoraj wczesnym popołudniem w kamienicy przy ulicy Świętojańskiej w Gliwicach wybuchł pożar. Na miejscu pierwsi byli dwaj policjanci z II komisariatu. Z mieszkania wydobywały się już kłęby gęstego czarnego dymu. Policjanci dowiedzieli się, że w środku jest lokator, więc ruszyli na pomoc.

Po dostaniu się na drugie piętro mundurowi zastali otwarte na oścież drzwi mieszkania, z którego wydobywał się dym. Od sąsiadów otrzymali informację, że w środku znajduje się lokator. Weszli więc do mieszkania, zaczęli nawoływać mężczyznę i usłyszeli słaby głos. Dusząc się, łzawiąc i kaszląc, w czarnym, gęstym dymie, funkcjonariusze szukali lokatora. W końcu musieli się wycofać.
Na klatce schodowej dowiedzieli się, że mężczyzna może leżeć w łóżku, w pokoju. Namoczonymi ręcznikami, podanymi przez sąsiadkę, nasi mundurowi owinęli głowy, zasłonili drogi oddechowe i nie odpuszczając, ponownie weszli do środka.
 

Dotarcie do pokoju bez sprzętu ochronnego oraz odnalezienie człowieka było ogromnym wysiłkiem. Widoczność stała się bardzo ograniczona ze względu na gęsty, czarny dym. Policjanci nawoływali mężczyznę i wreszcie zlokalizowali go po jego krzyku. Pełznąć na kolanach, poniżej zawiesistej warstwy dymu, stróże prawa dobrnęli do półprzytomnego mężczyzny - leżał między biurkiem a łóżkiem, a ponieważ miał trudności z chodzeniem, trzeba było go wyciągnąć za ręce i nogi.

Gdy na miejscu zjawiła się straż pożarna, wspólnie zniesiono ofiarę pożaru na półpiętro, gdzie trwała dalsza akcja ratunkowa. Poparzonego mężczyznę przejął następnie zespół pogotowia i przetransportował do szpitala w Siemianowicach Śląskich.

Podczas akcji ucierpiał także nasz policjant - uległ podtruciu produktami spalania i tlenkiem węgla. Też został przetransportowany do szpitala w Gliwicach.

Wstępne oględziny wskazują, że zarzewiem pożaru mógł być niedopałek papierosa.